Kłamstwo jest nieakceptowalne czy czasem potrzebne?
Kłamstwo towarzyszy ludziom od zawsze; codziennie spotykamy się z różnymi formami kłamstwa, poczynając od stwierdzenia, że u nas wszystko w porządku, gdy tak naprawdę gnębią nas problemy, na pochwaleniu niekorzystnej dla przyjaciółki fryzury.
Psycholodzy, filozofowie i niezaliczona rzesza ludzi zastanawiali się nie raz nad moralnymi aspektami kłamstwa; czy kłamstwo w dobrej wierze to grzech? Czy lepsza jest najboleśniejsza prawda od najsłodszego kłamstwa? I czy ono ma naprawdę krótkie nogi?
W literaturze przedmiotu często kłamstwa dzieli się na „białe” i „czarne”. O ile kłamstwa białe mają powodować złagodzenie czyjegoś bólu, o tyle czarne mówi się zwykle z egoistycznych pobudek. Z katolickiego punktu widzenia zawsze jest to grzech; niejednokrotnie podczas spowiedzi, gdy padało hasło „skłamałem” ksiądz w swojej pokucie nawiązał do tego tematu, upominając o niesłuszności tego postępowania. Sam zakaz kłamania wyrażony jest zresztą w Dekalogu, który według religii chrześcijańskiej stanowi trzon zakazów i nakazów danych od samego Boga. Apostołowie i późniejsi chrześcijańscy święci potwierdzali, że kłamstwo jest narzędziem szatana i że tylko prawda może wyzwolić ludzi i sprowadzić ich do domu ojca, więc w średniowieczu ludzie bali się kłamać obawiając się wiecznego potępienia.
Obecnie część ludzi nie zaprząta sobie głowy życiem wiecznym i twierdzi, że lepiej jest niekiedy skłamać niż ponosić niemiłe skutki własnego lub czyjegoś postępowania. Poza tym łatwiej jest przytaknąć niż wdawać się w mentalny spór, który nie przyniesie niczego dobrego poza zszarganymi nerwami i zepsutymi kontaktami towarzyskimi. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że kłamstwo niekiedy pomaga nam przetrwać. I niekoniecznie chodzi tutaj o przetrwanie w sensie życia czy śmierci, ale o przetrwanie w sensie bardziej społecznym; uczniowie, studenci, pracownicy – wszystkim zdarzyło się nieraz skłamać o chorobie czy nieszczęśliwym splocie wypadków, który uniemożliwił im napisanie ważnego sprawozdania czy pojawienia się w szkole czy w miejscu pracy. Łatwiej jest zrzucić winę na chorobę niż na własne lenistwo czy też inne powody, co więcej jest to wtedy lepiej postrzegane przez pracodawcę czy wykładowcę.
Zdarza się, że kłamstwo kierowane jest strachem przed karą, jaka może nas spotkać. Nieumyślnie wyrządzona szkoda może sprawić, że zaczniemy mijać się z prawdą tylko po to, by uniknąć niechcianych konsekwencji. Człowiek ma wpisane w instynkt, by unikać tego, co niemiłe i bolesne; czy jest to równoznaczne z tym, że wpisane ma w naturę kłamstwo, jeśli to uchroni go przed przykrymi konsekwencjami? Cóż, dużą rolę odgrywa wychowanie; jeśli rodzice bądź opiekunowie przekażą młodemu człowiekowi właściwy model zachowań, jeśli nauczą go, że za swoje czyny zawsze należy ponosić odpowiedzialność, to wtedy strach nie będzie miał znaczenia, prym będzie wiodła moralność.
Kłamstwo może mieć równie przyjemne konsekwencje, jeśli kłamiemy po to, by zrobić komuś niespodziankę. Takie zachowanie najczęściej dotyczy mężczyzn, którzy chcą oświadczyć się swoim kobietom; pod kłamliwym pretekstem wyciągają je np. do restauracji bądź na spacer, by w rezultacie je uszczęśliwić. Gdyby nie posunęli się do kłamstwa to nie mogliby, bez powiedzenie prawdy, stworzyć sytuacji, którą ich dziewczyna zapamięta na całe życie i która sprawi, że ich związek wejdzie na nowy poziom.
Kiedy więc kłamstwo jest złe? Wtedy, gdy zagraża czyjemuś życiu, zdrowiu lub szczęściu. Jeśli osoba, która je wypowiada jest nastawiona na to, by skrzywdzić drugą osobę. Plotka, niewinna mogłoby się wydawać, nie raz doprowadziła ludzi, szczególnie młodych, na skraj szaleństwa i spowodowała, że targnęli się oni na własne życie. Niewielkie kłamstwo szepnięte przyszłej pannie młodej nie raz spowodowało, że do ślubu nie doszło i przeznaczeni sobie ludzie odeszli od siebie, skłóceni przez nieprawdę. Często, by dostać awans, ludzie rzucają sobie kłody pod nogi i koloryzują rzeczywistość, by wyróżnić siebie a pogrążyć kolegę z boksu obok; nie mają na uwadze faktu, że zła opinia będzie się ciągnąć za tymi ludźmi przez wiele lat i że mogą oni przez to stracić szansę na karierę.
Podobna sytuacja ma się z ściąganiem czy pisaniem za kogoś prac maturalnych, licencjackich czy magisterskich; nie jest to stricte kłamstwo, ale w jakimś stopniu jest to zakłamanie rzeczywistości, które powoduje, że ludzie, którzy nie mają w swojej dziedzinie kompleksowej wiedzy, uzyskują dyplom i rozpoczynają pracę w tym zawodzie, szkodząc nie tylko sobie, ale przede wszystkim innym.
Czy moralne jest więc dzielić kłamstwa na te dobre i na te złe? Czy można przychylniej patrzeć na jedną z nich, nie będąc tym samym hipokrytą? Moim zdaniem, należy przyjąć, że każde kłamstwo jest złe, jednak niekiedy konsekwencje prawdy są mroczniejsze i bardziej bolesne i należy wziąć na siebie to kłamstwo, aby innej, bliskiej nam osobie, było lżej i łatwiej. Miłość polega niekiedy na tym, by wziąć na swoje barki ciężary, które przytłaczają, po to tylko, by uchronić przed tym tą drugą, ukochaną, osobę. Niekiedy należy skłamać, by podsycić w kimś gasnącą nadzieję. Kłamstwo- „tak, wyzdrowiejesz, wiem to na pewno, pokonasz raka!” zawsze przynosi więcej pożytku niż straty a w takich sytuacjach każda pozytywna emocja jest jak najmilej widziana.
Nie można jednak sądzić, że jakiekolwiek kłamstwo nie zostawi śladu w człowieku, który je wypowiadał; zawsze, choćby niezauważenie, ale zawsze kłamstwo pozostawia po sobie niesmak, wstyd, strach lub frustrację bądź najzwyklejsze poczucie winy, że skłamało się w oczy bliskiej sobie osobie. Czy da się żyć bez kłamania? Cóż, z pewnością są takie osoby, jednak osobiście sądzę, że z niewielkimi, bezpiecznymi kłamstwami jest żyć lepiej i milej; o ile nie wpływa to negatywnie na życie innej osoby. Szczególnie, jeśli za jego pomocą mamy poprawić komuś humor lub dodać mu wiary w przeżycie kolejnego dnia. Trzeba pamiętać, że niekiedy banalne, kłamliwe „będzie dobrze” może więcej niż najboleśniejsza prawda płynąca prosto z serca.
P.K.